Andrzej Duda - doktor prawa - wybrany w demokratycznych wyborach prezydentem Polski przysparza dla mnie, absolwenta Liceum Ogólnokształcącego nie lada wstydu. I to kolejny już raz...
Jak bowiem dyplomowana osoba, zaliczająca jedną wpadkę (następną po Berlinie) w krytycznej wypowiedzi o Polsce, skierowaną tym razem do Polaków w Londynie, może tłumaczyć się w sposób wykazujacy drastyczne braki w wykształceniu nie tylko ze znajomości języka polskiego (poprzednia notka), ale i specjalności w której uzyskał tytuł doktora prawa.
(...)tym razem postanowił wyjaśnić sprawę swojej wypowiedzi. Na swoim profilu na Twitterze napisał:
„Wszystkim komentującym moją wypowiedź pragnę przypomnieć, że miała ona miejsce w Ambasadzie RP, tylko w obecności Polaków i polskich mediów”. Po chwili dodał jeszcze: „Warto przy tym dodać, że teren ambasady RP to terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, a nie „arena międzynarodowa”, czy jakaś „zagranica”.
Kiedy dziennikarka wytknęła mu nieznajomość Konwencji Wiedeńskiej - wpis zniknął.
Dokument, o którym mowa, czyli Konwencja Wiedeńska jasno stanowi, że teren ambasady nie jest terytorium państwa, do którego dana placówka należy, ale państwa, które taką placówkę przyjmuje (w tym wypadku jest to terytorium Wielkiej Brytanii, a nie Polski). Kraj-gospodarz ambasady ma jednak pewne przywileje prawne, dzięki czemu teren ambasady znajduje się pod jego jurysdykcją.
źródło:
Jakich jeszcze błędów i na jakim poziomie możemy spodziewać się po osobie prezydenta Rzeczypospolitej Polski?
Co o nas i poziomie naszego, polskiego szkolnictwa pomyślą co światlejsze umysły światowej kultury?. Nie dosyć, że sam marnie wyszkolony, to jeszcze tą marnością zaraża studentów, dla których jest wykładowcą. Ot, chociażby i w tak ostatnio głośnym Nowym Tomyślu...